Damian |
Administrator |
|
|
Dołączył: 24 Wrz 2006 |
Posty: 93 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/10
|
|
|
|
|
|
|
|
Reżyseria: Krzysztof Krauze
Scenariusz: Krzysztof Krauze
Obsada:
Jowita Budnik - Beata
Arkadiusz Janiczek - Bartek
Ewa Wencel - Teresa
Dawid Gudejko - Dawid
Natan Gudejko - Adrian
Premiera światowa: 2006-09-29
Premiera w Polsce: 2006-09-08
„Plac Zbawiciela” to przykład, że da się zrobić w Polsce genialny film. Od tego momentu nie można z czystym sercem narzekać na brak finansów, na kiepskich aktorów. Krzysztof Krauze udowodnił to, co wiadomo od dawna. Żeby osiągać szczyty kina, potrzebna jest inteligencja, wszystko inne jest do nadrobienia.
Wspólnie z żona Krauze napisał scenariusz i wyreżyserował film, jakiego dawno w Polsce nie było i pewnie długo nie będzie. Oparta na autentycznej historii fabuła zapiera dech w piersiach, przez swą aktualność, autentyczność, wielopoziomowość i sposób pokazania. Problem zaczyna się tu od braku pieniędzy, kończy na poważnym kryzysie rodzinnym.
Beata i Bartek, małżeństwo z sześcioletnim stażem i dwójką dzieci, ledwo wiąże koniec z końcem, odkładając pieniądze na nowobudujące się mieszkanie. Gdy nie mają gdzie mieszkać, przenoszą się do matki mężczyzny, mając nadzieję, że niedługo będą już mogli wyprowadzić się na swoje. Jednak developer bankrutuje, kredyty rosną, a mieszkanie kątem u matki staje się uciążliwe. Nagle wszyscy troje znajdują się w sytuacji wyjątkowo trudnej: matka-teściowa, bo nieprzywykła pomagać innym, żona-synowa, bo czuje się niechciana i osaczona (przez teściową i męża), i wreszcie syn-mąż – stojący pośrodku dwóch kobiet, pośrodku ich sporu. Żadne z nich nie potrafi odnaleźć się w nowej roli tak, by nie sprawić drugiemu bólu. To, co ich łączy, to wyjątkowa izolacja od innych ludzi. Każde żyje we własnym świecie i myśli o sobie. Diagnoza stawiana współczesnemu światu przez Krauzów jest gorzka, ale prawdziwa. Więzi rodzinne w obliczu jakichkolwiek problemów okazują się nietrwała, a co najważniejsze, mało ważne. A jeśli tak, wszyscy jesteśmy skazani na to, co przydarza się bohaterom „Placu Zbawiciela”, bo to także nasz świat i nasze problemy.
Beata to współczesna Medea, znajdująca wyjście z sytuacji w zadawaniu śmierci. Jednak działania antycznej Medei były obliczone na zadawanie bólu innym, działania Beaty wynikają raczej z bezsilności i chęci ucieczki. Ostatecznie nawet to jej się nie udaje. Bo przecież nie tylko ona jest winna, kara i jej odkupienie (o ile to możliwe) musi dotyczyć wszystkich, także męża Beaty i jej teściowej, odpowiedzialnych za to, co się stało. Bo „Plac Zbawiciela” (także przez swój tytuł) to film o odpowiedzialności i jej braku, o winie, karze i odkupieniu.
Nikt tak jak Krauze, nie ma ręki do reżyserów. Ileż odwagi musiało się kryć za decyzją, by w pierwszoplanowych rolach obsadzić osoby, znane głównie z seriali. Efekt jest jednak porażający. Genialna okazała się Ewa Wencel, grająca postać teściowej, okrutnej, małodusznej i zapatrzonej w siebie osoby, ale przez którą przebija się odrobina człowieczeństwa. Kreacja Wencel zasługuje na wszelkie możliwe nagrody. To kolejny dowód na to, że aktora trzeba odkryć i dać mu szansę. To samo można powiedzieć o pozostałej dwójce, Jowicie Budnik i Arkadiuszu Janiczku.
Krauzowie w sposób przejmujący opowiedzieli to, co staramy się ukryć i wyprzeć ze świadomości. Że każdy człowiek jest zdolny do zła, że zło, nawet nieuświadamiane, jest nieodłącznym elementem człowieczeństwa, prowadzącym do zakłamania wobec innych ludzi, nieczułości i braku skrupułów. Na końcu wszystkiego czeka tragedia, być może kathartyczna, bo wystarczy raz przejrzeć się we własnym złu, by na zawsze się go pozbyć. Czasami jest jednak za późno. |
|